sobota, 5 października 2013

Pierwsza jaskinia?? Studnisko!!

Dawno, dawno temu, w pewnej pięknej krainie którą zwą Częstochowa, w pomieszczeniu zwanym klubem STKNu, mieszczącym się wtedy w budynku zamieszkałym przez studentów, zwanym akademikiem, siedziała sobie grupka znajomych. Siedziała tak i siedziała i wymyśliła że może nadszedł czas na rozpoczęcie sezonu jaskiniowego..a co jest najlepsze na rozruch?? Oczywiście najgłębsza jaskinia Jury Krakowsko-Częstochowskiej..Studnisko.


Wrzucam zdjęcia z kilku wypadów do Studniska, niestety nie posiadam zdjęć dobrej jakości. Chociaż, przepraszam, mam przepiękne zdjęcia, o doskonałej jakości..szkoda tylko, że w głowie, w pliku wspomnienia, przez co nie da się ich wstawić na bloga.

Studnisko ma 77,5 m głębokości, z czego 33m to sam zjazd. Inaczej mówiąc wisząc na linie tak jak ja na zdjęciu, ma się pod nogami 33m przestrzeni. Jaskinia po pokonaniu komina rozszerza się, tworząc ogromną bańkę i robiąc przy tym spore wrażenie na zjeżdżających (szczególnie tych pierwszorazowych jak ja). No co tu dużo mówić, jest się czego wystraszyć. Otwiera się niewyobrażalna przestrzeń. Dodatkowo człowiek uświadamia sobie, (jakby nie było widzi na własne oczy) że 33m to jednak mega dużo. No dobra, niektórzy wcześniej o tym wiedzieli, ja dowiedziałam się ile to faktycznie jest, wisząc na 3/4 drogi do dołu i z lekka trzęsąc się ze strachu z powodu tego odkrycia.

Zdjęcie powyżej(przedstawiające końcowy odcinek zjazdu do jaskini) nie jest moje, niestety nie pamiętam kto je robił więc nie mam kogo zapytać o zgodę na "publikacje" w razie czego ściągnę je w mgnieniu oka.

Sam zjazd trwał krótko, choć ilość wrażeń jakie pozostawił, wskazywałoby że trwał godzinami. Postawienie nogi na podłożu wywołało cudowną ulgę, a zaraz później chęć powrotu na górę tylko po to żeby znowu móc zjechać  Frajda, frajda i jeszcze raz frajda..jakbym mogła, krzyczałabym jak dziecko schodzące z karuzeli, JESZCZE RAAAAZ!!!


Zjeżdżając do pierwszej jaskini, nasze przygotowanie było..hmm..marne. Oprócz paru gadżetów jak np rękawiczki, w jaskini powinno się mieć kask, jest to szalenie ważne!! Na szczęście przy następnych wypadach jaskiniowych, BHP wyprawy było na wyższym poziomie.

Czołgając się z jednej sali do drugiej słychać było czasami jakieś dziwne dźwięki..później dowiedziałam się skąd one pochodziły. Nietoperze..Nocek Duży..przeuroczy nietoperek. Nie chcąc ich budzić, woleliśmy nie obfotografowywać ich zbytnio.


Po zwiedzeniu jaskini, zejściu na samiuśkie jej dno, a było przy tym, trochę czołgania i brudzenia się, nadszedł czas na wyjście do góry. No i tu zaczęła się tzw patatajnia.

Zjechać na linie na sprzęcie jest łatwo i przyjemnie, ale jak wypedałować te 33m do góry? Jak to jak? Za pomocą Małpy i Crolla. Obsługa tego sprzętu należy do całkiem łatwych, więc z nauka nie było problemu. Ciężej było przezwyciężyć zmęczenie mięśni..ledwo, ledwo stamtąd wyszłam o własnych siłach. Tym razem nogi z każdym metrem trzęsły się nie z powodu strachu, a ze zmęczenia. Tam chen chen wysoko już jedynie strach mobilizował aby jednak wejść na sama górę i w końcu poczuć grunt pod nogami.


Po odespaniu zmęczenia i "wyleczeniu" zakwasów, zaczęliśmy myśleć o grotołażeniu i kolejnym jaskiniowym wyzwaniu.  Jeszcze wiele razy odwiedzaliśmy Studnisko, jedynym hamulcem naszych żądz zjazdowych, była świadomość konieczności wyjścia. Ale może to i lepiej, ponoć co za dużo, to niezdrowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz