czwartek, 26 września 2013

Górskie katusze


Zastanawia mnie (szczególnie jak idę ostatkiem sił z ciężkim plecakiem stromizną w przeciwnym kierunku niż dół) po co chodzi się po górach. Jest to zupełnie pozbawione sensu (szczególnie gdy tak jak my, uskutecznia się takie wycieczki jesienią lub zimą).
Zakładasz na siebie plecak który waży z każdym krokiem więcej, pogoda potrafi pokazać jak bardzo Cię nie lubi i pada deszczem, śniegiem i żabami, poziomo, prosto w twarz.W zależności od pory roku i wysokości na której się znajdujesz, zapadasz się w błoto lub śnieg po kolana, ale idziesz dalej choć widoków (poza towarzyszem z przodu) zero.
Jesteś twardy idziesz dalej, pewnie masz jakiś cel..znaczy się szczyt do zdobycia. Zmęczenie nie odpuszcza i w sumie to już nie wiadomo czy to woda czy pot spływa po plecach. Nic w ciekawego wkoło się nie dzieję przez 3/4 drogi..straszna nuda, tylko las albo kamienie. Widok, o ile jest znośna pogoda i cokolwiek widać, też niewiele się zmienia.
Po kilku godzinach jakże cudownego marszu i kontemplacji przyrody (czyt. przekleństw w jej kierunku) docierasz do miejsca gdzie można rozbić namiot i zjeść coś "pożywnego". Jesteś tak głodny albo zmęczony(sama nie wiem co na to wpływa) że rozgotowany makaron z sosem z torebki i konserwą staje się najpyszniejszym daniem roku i wsuwasz go aż uszy się trzęsą. Dodam tylko że w normalnych warunkach, pewnie zastanawiałabym się czy mogę dać to psu i czy mu to nie zaszkodzi...ale w górach jest to super pyszna pulpa i wsuwa się ją ze smakiem.
W końcu nadchodzi czas na sen, kładziesz się i co?? -Co to...holender (użyłabym innego określenia, niestety cenzura wparowała na mój blog i zakazała przeklinać)  za nierówność pod moimi plecami??!! I tu w zależności od pory roku nasuwa się odpowiedź: korzeń albo ubity w baaardzo nieodpowiedni sposób śnieg. Pozostaje jakoś się dostosować do wypukłości terenu i zasnąć. Wstajesz rano i od nowa marsz do góry lub w dół.
Nie muszę chyba wspominać że leśna toaleta jest mało przyjemna szczególnie po zmroku. Mycie w ewentualnym potoku w moim wypadku nie wchodzi w rachubę, a nawilżane chusteczki dla dzieci są raczej krótkotrwałym zamiennikiem mycia.
Same niedogodności i powody aby nigdy, przenigdy nie dać się po raz kolejny wrobić w wycieczkę w góry. Wracasz do domu szczęśliwy że w końcu masz już ten wyjazd za sobą i co???? planujesz kolejne wyjście w góry... Jest mi ktoś to w stanie wytłumaczyć po jaką  cholerę (cenzura) ledwo wypiorę te wszystkie przepocone ciuchy, a już zastanawiam się jaką by tu górkę teraz zdobyć??
Niektórzy po prostu kochają góry..tak jak kocha się nieznośne dziecko lub wrednego czworonoga który sika nam do butów. Ja nie kocham gór miłością bezwarunkową..więc o co tu chodzi?? Jakie są plusy wyjścia w góry..? Widoki..hmm no nie zawsze, bo nie za każdym razem jest pogoda która pozwala na podziwianie widoków. Czas na pobyt ze samym sobą..w domu też można. Niektórzy lubią po prostu się zmęczyć..nie ja. Wbrew pozorom nikt mnie nie zmusza do takich wycieczek, przeciwnie wielu jestem prowodyrem. Przez długi czas uważałam że chodzi tylko o chęć zdobywania czegoś, poczucie spełnienia i dumy z samej siebie...ale przecież nie zawsze chodzimy po "mocniejszych" górach, no i jak wtedy wytłumaczyć to że uwielbiam Bieszczady(wejście na Tarnicę bynajmniej nie jest osiągnięciem) Obawiam się że ta zagadka jeszcze długo nie zostanie rozwikłana.
Po tym wstępie jak się łatwo można domyślić wiele z opisów wycieczek/wypraw będzie dotyczyło gór..może pisanie o tym rozjaśni mi umysł i w końcu dowiem się o co mi w tym wszystkim chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz